Wtedy gdy ją czytałam po raz pierwszy nie byłam absolutnie gotowa przez to przejść , zresztą nawet byłam negatywnie nastawiona. Ale przez ten czas trochę się zmieniło, pomogły mi w tym nie tylko książki , ale i przestudiowałam biografie znanych bioenergoterapeutów, którzy mają duże sukcesy w uzdrawianiu i mają też zrobione kursy reiki. To było chyba to co spowodowało, że zmieniłam zdanie.
Na pewno zgadzam się z jednym - nie można iść do byle kogo na ten kurs. I bardzo ważne jest u kogo go robimy. Ja swojego nauczyciela poznałam jakiś czas temu - od razu nabrałam do niego zaufania. Może dlatego , że bardzo przypomina mi jedną osobę z rodziny, którą darzę dużą sympatią. I nie było tak , że poszłam do niego na kurs od tak z marszu, przedtem spotykaliśmy się i rozmawialiśmy zarówno o bioenergoterapii jak i o reiki. Szczerze mówiąc , nie odważyłabym się zrobić tego kursu u kogoś innego. Nie pojechałabym do kogoś od tak wybierając z internetu bez wcześniejszych fizycznych spotkań. Spotykamy się na wieczorkach medytacyjnych z innymi osobami poruszając kwestie duchowe i nie z tego świata.
Nie będę pisała tutaj co to jest reiki, jak to wszystko działa, to można znaleźć w sieci - chociaż i w sieci są bzdury, lepiej już przeczytać jakąś wiarygodną książkę na ten temat.
Moje odczucia po kursie były bardzo pozytywne - inicjacje piękne z tak wspaniałym wrażeniem , że zapierało oddech. Czułam się w środku jakiegoś pięknego , mistycznego procesu, ale tak naprawdę wszystko dotarło do mnie dopiero następnego dnia. Do tej pory lubię usiąść w spokoju , zamknąć oczy i przypominam sobie te chwile.
W sieci i w książkach straszą strasznym oczyszczaniem po kursie. Ludzie albo mają schizy psychiczne lub zaczynają chorować - uwalniają się toksyny i stąd takie efekty. Ja po dwóch tygodniach od kursu dostałam jakiegoś okropnego nerwobólu po lewej stronie pleców. Do tego stopnia , że nie mogłam się poruszać , zginać i siedzieć. Na szczęście trwał tylko 2 dni.. Może to zwykły zbieg okoliczności, a może faktycznie efekt działania energii. Nic więcej się nie działo.
Po kursie przed medytacją wykonuję sobie autozabieg, Zauważyłam że odczucie ciepła ma różną intensywność w zależności gdzie przykładam ręce. Czuję ciepło, gorąco, ale też chłód a nawet szczypanie z reguły w lewej ręce. Nie co dzień mam takie same odczucia - czasem ręce bardzo pieką a czasem nie , w tym samym miejscu. Gdy przystępuję do autozabiegu czuję jedność ze Wszechświatem, czuję się wewnętrznie taka piękna i kocham siebie samą taką jaką jestem.
Ostatnio moje młodsze dziecko przeziębiło się - za każdym razem gdy je dotykałam ,myślałam , żeby przesłać jemu boską energię. Wyobrażałam sobie że z każdym dotykiem , szczególnie gdy smarowałam plecy, przepływa energia , która go uzdrawia. Przeziębienie trwało jedynie trzy dni.
Nie myślałam wtedy i nie mówiłam o reiki, po prostu myślałam o boskiej energii i o miłości. Bo to miłość ma tą moc, radzenia sobie ze wszystkim. Do tego czysty umysł, intencja , kochające serce matki, wystarczyło... Wszystko się wydawało takie proste i piękne. No i właśnie, jedna istotna rzecz. Gdy wykonuję zabieg reiki czy to dla siebie czy np. mężowi , dziecku , po chwili napływa obraz zawsze taki sam: obraz matki karmiącej piersią swoje dziecko. Nie wiem czemu akurat taki , ale może właśnie on wyraża tą czystą , bezinteresowną miłość , która ma moc niebywałą a która zaczyna wtedy płynąć. Naprawdę da się odczuć że płynie jak to mleko z piersi.
Dla początkujących reikowców gorąco polecam książkę "Reiki. Przywracanie Zdrowia Dotykiem Rąk". T. Honervogt, nie męczy , bo zawiera dużo zdjęć, pięknie wydana i opisuje podstawy pracy z energią w sposób ciekawy i nieskomplikowany. Powinnam najpierw ją przeczytać a dopiero potem W.Usarzewicza. Wiem , że zrobię II stopień - jak będę gotowa. Na razie uczę się na sobie jak pracować z energią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz