Ale tam wewnątrz mnie kotłuje się przecież tyle rzeczy, tyle odczuć , tyle myśli, tam cały czas proces trwa- ewouluuje, zmienia się , narasta, tam w środku moje ciało nigdy nie śpi. Nawet w nocy podróżuję w dalekie obszary Wszechświata. Tak było w tamtym tygodniu - znowu spotkałam się ze znajomym w podróży astralnej. Byliśmy razem w jakieś świątyni - był tam też Budda i mnisi, którzy medytowali i śpiewali jakiś rytuał. Znajomy jest po operacji oczu, w wizji lewitował ( około metr nad podłogą ) nad głową był Buda, który dłońmi dotykał jego skroni. Moje dłonie było oparte na oczach znajomego, z których wydobywało się światło i... symbole. Rozmawiałam z Buddą i wyglądało to tak jakby mnie instruował. Po przyłożeniu moich rąk te symbole przenikały przez powieki i miały złocisto-biały kolor a ten symbol wyglądał mniej więcej tak:
Ktoś mi powiedział że może to być znak duszy. Nie spotkałam się z czymś takim ,może faktycznie tak jest, nie znalazłam też nigdzie takiego znaku. Każdy ma swój znak, no kto ma duszę oczywiście :)
Ale oprócz tej jasnej strony - tych pięknych świateł, które zaczynam widzieć w realu, świetliste zasłony nasuwają się na oczy, świetliste promienie jakby otaczały je , które widzę kątem oka , jest i ta ciemna strona. Trzeba doświadczyć ciemności żeby móc docenić światło, trzeba poczuć smutek, żeby cieszyć się radością itd...
Miałam sen, dziwny bardzo. Trochę te sny gdzieś wyłażą, ale nie pamiętam wszystkich, jak w weekendy śpię dłużej i nie zrywam się na dzwonek , wtedy coś pamiętam.
Wracając do snu. Długi był nawet , ale nie ma sensu opowiadać go całego, co w nim było najważniejsze, to to, że widziałam siebie jak podjeżdżam pod dom, i widzę obok domu dwie nienaturalnie wysokie milczące postacie. Wokoło było bardzo mroczno i przeraźliwie cicho. Te postacie czekały na mnie, ja jakoś dziwnie zaparkowałam przy bramie , tak , że okręciłam się samochodem i stanęłam do nich tyłem, jakby odgradzając się. Ale też czułam w sobie siłę i moc , nie bałam się , choć wiedziałam że są dla mnie zagrożeniem. Potem była smutna wigilia tylko ze mną , z mężem i córką . Na stole nie było nawet obrusa, jedliśmy w ciemności tylko pierogi, a na ulicy paliła się tylko jedna lampa. Z całego tego snu wyzierała niska , ciemna, smutna energia. Ja teraz dobrze to odczuwam , jak wiem jak smakuje różnica - w tym śnie tak nisko wibracyjne w porównaniu ze światłem i cudownym uczuciem błogostanu. Czuję, że to nie byli ludzie, ale ktoś z nie naszego świata - ktoś ciemny i zły. Po tym śnie mam znowu wisielczy nastrój , jakby część tej niskiej energii oplotła mnie. Zrozumiałam też, że to oni są tego przyczyną, wiem , że podświadomie złe moce mogą męczyć naszą psychikę . Akurat ten sen zapamiętałam , a ile mogło być takich sytuacji sennych których nie pamiętam a potem chodziłam struta jakiś czas ? A ile ich będzie w przyszłości ?
Jak widać zaawansowana medytacja to nie tylko ochy i achy. To nie tylko piękny obrazek wysportowanej laseczki siedzącej po turecku ze złączonymi palcami. To też walka z samym sobą , obieranie siebie z kolejnych warstw jak cebuli z łupin , aby dotrzeć do źródła, do samego serca nas samych , gdzie istnieje tylko czysta, nieskalana niczym wibracja.
Jedyne, co musicie wiedzieć, to to, Kim naprawdę jesteście. I to wszystko. Wszystko inne
będzie się działo samo …
Cesar Teruel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz