Translator

Polub mnie :)

Szukaj na tym blogu

środa, 29 listopada 2017

Przemijanie

Codziennie przejeżdżam obok osiedlowego cmentarza, myśląc sobie, chciałabym kiedyś tam leżeć, ale niestety wszystkie miejsca są już zajęte. I wcale nie wypływa ze mnie jakaś mega depresja i potrzeba umierania. Przyjmuję to za oczywistą oczywistość, że kiedyś przychodzi kres życia TU by żyć dalej TAM. Gdy nachodzi czas oddania fizycznej powłoki Matce Ziemi, przygotowujemy się by być dalej gdzie indziej. 

Ilu z Was po śmierci bliskiej osoby oczekuje na jakiś znak od niej...Wyczekuje na noc i może na sen w którym zobaczy najbliższą osobę...

Te wszystkie przemyślenia, które kiełkowały we mnie jak pierwsze źdźbła trawy na wiosnę spowodowały, że z większym zrozumieniem przyjęłam odejście Taty. Gdy patrzyłam na jego ciało w trumnie nie czułam emocji, bo wiedziałam, że go tam nie ma, nie ma go w tym drewnianym niewygodnym pudełeczku. On był zupełnie gdzie indziej. ....

Pamiętam , zawsze gdy dzwoniłam do rodziców, Tata mówił: że żyjemy, ale kto wie jak długo....

Tata mi się przyśnił po miesiącu od odejścia. Był u góry na jakieś wysokości, obserwowałam go z dołu, nie widział mnie. On sam w milczeniu szedł przed siebie nie rozglądając się. Szedł w ciemności. Doskonale odebrałam jego "emocje", których nie umiem opisać ziemskimi słowami.

Dalej wieczorem zapalam świece, by rozjaśnić  mu drogę gdziekolwiek idzie..... To moje małe podziękowanie, że był, zaistniał w moim życiu. Prowadził mnie przez nie tyle lat, teraz ja oświetlam  mu promieniami drogę do Domu.... Do miejsca skąd przychodzimy i dokąd powracamy po ziemskiej wędrówce.

Lubię się zadumać przed codzienną wieczorną medytacją i przypomnieć sobie scenę z dzieciństwa, gdy mała ja wychodziłam na ulicę i stojąc na chodniku obserwowałam niecierpliwie kiedy na horyzoncie pojawi się Tata i Mama wracający z pracy. Gdy tylko ich ujrzałam , biegłam ile sił na swoich małych nóżkach, a w oddali  słyszałam już radosny śmiech Taty i nasz znak - szeroko rozłożone ręce. Wpadałam w jego ramiona i niósł mnie do samego domu, byłam jak ta mała Pyza na tym zdjęciu. Taka duma i szczęśliwa, że mam takiego Tatę. I tak było każdego dnia nim nie podrosłam i  nie wstydziłam się tego sprintu po chodniku. 

Tak to wszystko minęło bezpowrotnie, jak pstryknięcie palcami, życie Jego, życie moje też przemija,  wszystkich tych , którzy tu są i też przeminie tych którzy przyjdą po nas. Znowu przychodzi refleksja:

Bije zegar godziny, my wtedy mawiamy: „Jak ten czas szybko mija!” – a to my mijamy...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj