Translator

Polub mnie :)

Szukaj na tym blogu

wtorek, 24 kwietnia 2018

Chwasty w czole

Mały rekonesans co u mnie. Zostało mi już niewiele do wypicia z Diatomitu a było go cały kilogram, jednakże nie zauważyłam niczego dobrego i niczego złego w jego stosowaniu. Zatem mam wątpliwości czy on w ogóle ma działanie oczyszczające , w każdym bądź razie nie odnotowałam u siebie żadnych achów i ochów jakie wypisują na ulotce. Chyba , że coś się podziało od środka bez mojej uwagi. 

Medytacja oddechowa na stałe została wpisana przeze mnie w codzienny rytuał, nie jest to długo bo zaledwie 15 minut, ale póki co to wystarczająca ilość by przy osiągnięciu aksamitności i jedności z oddechem móc przechodzić do innych bardziej zaawansowanych sekwencji. Teraz są to 3 oddechy na minutę. Powoli rozważam wprowadzenie świadomego i dłuższego zatrzymania po wydechu. 

Świadomy i kontrolowany oddech jest mega naturalnym dopalaczem. Jeżeli tylko jesteście w stanie usiedzieć w takiej medytacji przez kilkanaście chociaż minut, byle regularnie, szybko można zauważyć zwiększenie mocy. Łatwo odczuć „większe” i oczyszczone płuca a z czasem oddech jakby się sam zmieniał. I nic nie kombinować , zdać się na niego jak na inteligentną wewnętrzną siłę. 

Ostatnio oddech mnie „zaprowadził" do mojego czoła. Dawno tam mam niezłe hece. Co tam zobaczyłam nie było przyjemne w widoku. Czarne , splątanie kłębowisko o grubości ołówka. Świadomość poprowadziła mnie bym zaczęła wyrywać to co widzę. Widziałam swoje ręce które pieliły moje czoło z chwastów z pewnie mentalnych niskich energii. Przypominało to głębokie kłącza rosnące w czeluści czoła. Potem pojawił się biały kolor , ale jeszcze wciąż czuję pozostałości z plątaniny energetycznych zaburzeń. Jakby tam jeszcze coś było, ale już nie w takiej ilości i nie czarne. Będę kontynuować oczyszczanie, zdając się na wewnętrzne prowadzenie co mam robić. Po  tym pierwszym oczyszczeniu wzrosła wibracja odczuwana w ciele. Szczególnie  na głowie dają się odczuć silniejsze niż do tej pory prądy. 

Po oddychaniu włączam na 20 minut medytację Dalajlamy. Dostałam ją od jednego z moim nauczycieli, który mnie od razu ostrzegł, że ma bardzo silne wibracje. I fakt to jedyny utwór na który do tej pory trafiłam a przesłuchałam i sprawdziłam ich niemało, który ma mega kopa. 20 minut słuchania wystarczy by moje ciało zalała potężna wibracja jakbym była podłączona do prądu. Mąż tylko pojąć nie może dlaczego przychodzę taka lodowata do łóżka. 

Hmm... myślę wtedy co miałabym mu prawdziwie odpowiedzieć … 

Widzisz , gdybyś stanął ubrany w grubą i ciepłą bluzę z kapturem pośrodku pola w środku lata. Nagle by Cię trachnął piorun a Ty byś znieruchomiał. Czułbyś, jak z nieba raz po raz w Twoją głowę uderzają błyskawice przynosząc grad prądu i rozbijając mikroskopijnie raz po raz Twoją czaszkę by dostać się do środka. Czujesz, że prąd rozlewa się po całym ciele wstrząsając nim jak w konwulsjach, choć Ty jesteś nieruchomy jak skała. 

Jest upalne lato, ale Tobie nie jest gorąco, mimo ciepłej bluzy czujesz się jak wibracyjny całym sobą, sopel lodu. Tylko zadziwiające jest to, że oprócz drgań, zimna w ogóle nie czujesz. Chłód znika dla Twoich zmysłów  gdy wibracja wlewa się w ciało. Jesteś w niej, pogodzony ze wszystkim, oddany jej bez granic. Czujesz, że jest Twoim sprzymierzeńcem. Przestajesz się bać wszystkiego, bo jesteś TYM i z TYM. Na wieczność po ostatni dzień świata i jeszcze dłużej poza nieskończoność trwania….. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj