Translator

Polub mnie :)

Szukaj na tym blogu

wtorek, 8 maja 2018

Rozmowa ze Źródłem

Obserwuję życie, które co dzień zatacza te same kręgi – wstawanie, spanie, jedzenie, szkoła, praca, lekcje, sprzątanie , tadam... tadam... pociąg jedzie w kółko. Człowiek żyje jak w letargu. Wypalenie rutyną. A potem przychodzi druga skrajność, gdy w tym znudzeniu psychicznym przychodzi błogość, która rozlewa się po ciele, która z każdym tygodniem staje się silniejsza i da się już wyczuć gdy przychodzi jak fala oceanu, powoli potem mocniej napiera, choć z drugiej strony jest tak subtelna, że ciało czuje się tak miękko jakby ktoś wyciągnął wszystkie kości i stawy. I wtedy przychodzi ta myśl, że nic nie muszę, nic nie jest moje a ja nie należę do nikogo. Jakby człowiek szedł na szubienicę pogodzony przed odejściem. Puszczam. To jak umieranie mnie zamkniętej w ciele. 

Tylko dlaczego boli to umieranie ? Wtedy gdy w tej błogości puszczają czasem łzy. Być umarłym, ale żyć. Jak to możliwe żeby żyć choć się jest martwym. Gdy wszystko się rozpada i człowiek się obawia, że straci przytomność i nie pozna wtedy kim jest. Gdy w głowie wynurza się kolejne zdanie – jest to co jest, by za chwilę przekręcić je w pytanie – czym jest to co jest ? Poczucie istnienia w czymś czego nie ma jest krokiem do tego bym zemdlała i nie odzyskała starej świadomości bycia tym kim wydawało mi się, że jestem. 

Miałam dziś sen. Stoję na dużej przestrzeni, jest ciemno. Obserwuję burzę , którą widzę w oddali. Cała jest w kolorze ciemnej purpury, tylko co chwilę fiolet przerywają jasne błyskawice z piorunami. Budzę się nie mając w sobie żadnego lęku. 

Czuję , że stoję nad mentalną przepaścią. Skok w nią przyniesie inną inność, poza obecne schematy, poza to, co wyobrażam sobie za prawdziwe. Ktoś niemo we mnie woła: 

Puść linę. ….



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj