Lata lecą, w całym tym energetycznym zawirowaniu trudno czasem połączyć kropki. Coś przychodzi, coś odchodzi, coś innego pojawia się później w zmienionej formie dając poczucie jednak kontynuacji czegoś co już było. Czasem trzeba wgryźć się głęboko w to by ułożyć coś z czymś.
Pisałam kiedyś tutaj o dłoniach, które wyłaniały się z ciemności. Pokazały mi kiedyś zniszczony kręgosłup znajomego, innym razem masowały mój bolący kręgosłup w nocy. To zawsze są te same dłonie, dłonie o smukłym, wydłużonym kształcie i z długimi jak u pianistki palcami. Zdecydowanie kobiece. Zdecydowanie przyjazne. Niedawno też te dłonie pokazały się w medytacji na wysokości mojego zbolałego czoła. Długie miesiące rozważałam o co w tym chodzi. Do kogo należą i dlaczego to odbieram. Wczoraj udało mi się to odkryć.