Był czas gdy testowałam wiele metod, technik medytacyjnych i wiele utworów. Tak naprawdę żadna nie zatrzymała mnie na dłuższą chwilę. Bawiłam się tym, odrzucając każdą, jak tylko któraś mi się znudziła. Ostatnia zadomowiła się u mnie na dobre i pozostanę z nią jakiś dłuższy czas. To jest medytacja świętej przestrzeni serca z płyty dołączonej do książki "Życie w przestrzeni serca".
Zainteresowała mnie tym bardziej, że przy niej pojawiła mi się zupełnie nowa przestrzeń. Jest to wnętrze kościoła z mojej rodzinnej miejscowości, z którego jest przejście do małej, ciemnej sali. W tej sali stoi pod ścianą ołtarz nakryty białym obrusem, z palącą się świecą - jedyne źródło światła w tym pomieszczeniu i monstrancja po prawej stronie. Dodam, że wcale nie jestem kościelna i dawno wyzwoliłam się z religijnych kajdan, więc tym bardziej ta przestrzeń jest dla mnie sporym zaskoczeniem. Po prawej i lewej stronie są niedostępne ciemne przejścia a po prawej stoi szafa z książkami. Wzięłam jedną do ręki, ale litery które w niej są, nie są mi znane. Poświęcę trochę czasu, by rozpoznać tą przestrzeń, ale bez spiny na spokojnie.
Wczoraj za to, przez przypadek wyjaśniła się sytuacja, która trwała chyba dobrych kilkanaście miesięcy. Od jakiegoś czasu zaczęłam odczuwać dziwne powiększenie ciała - mentalnie oczywiście i otaczającej mnie przestrzeni. Doszło do tego, że mój dom przy tym stawał się jakoś dziwnie duży, duży i duży, i rósł, rósł i rósł... A ja rosłam razem z nim. Już zaczęłam się zastanawiać co ze mną jest, bo uczucie wzrastania powiększało się a dom chyba urósł do rozmiary mega willi. No nic myślę, baba zwariowała i źle się psychicznie z tym czułam, nawet miałam już pretensje do siebie, że za duży dom zbudowaliśmy, bo zamiast z biegiem lat się do niego przyzwyczaić, ja się odzwyczajam bo robi się za duży, taki jakiego nie chciałam. I masz tu babo placek, hmmmmm....
Zaczęłam jednak kumać całkiem niedawno, że chyba chodzi o coś zupełnie innego. Było to pewnego ranka, gdy jak co dzień obudziłam się z tym uczuciem przytłaczającej wielkości, nagle mój dom znalazł się mentalnie we mnie, mój umysł wchłonął go, a moja świadomość przerosła dom. 'Byłam" większa niż on sam. Przestał rosnąć , za to ja rosnę dalej i wchłaniam w siebie coraz więcej przestrzeni już poza murami domu.....
Czy to coś zmieniło ? Na tamten moment uwolniłam się od schizy rosnącego domu, a za to wczoraj wszystko się wyjaśniło. Wczoraj czytałam kolejny rozdział z Osho 112 medytacji i ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu jest taka technika, której celem jest takie powiększanie. Dodaje przy tym, że trzeba tą technikę stosować bardzo ostrożnie, ludzie wariują, tracą równowagę.
Pewien hinduski mistyk stosował tą technikę i zaczął odczuwać w sobie, w głowie, ruch całego wszechświata. Jego uczniowie myśleli, że recytuje poezję. Potem zaczęli podejrzewać, że oszalał, bo zaczął twierdzić, że sam jest wszechświatem i że wszystko się w nim mieści. Aż któregoś dnia po prostu skoczył z urwiska skalnego do rzeki. Zanim skoczył, napisał piękny wiersz: "stałem się wszechświatem. Czuję teraz, że to ciało jest niepotrzebnym ciężarem, a więc zwracam je. Granice są już niepotrzebne. Stałem się bezgranicznym Brahmą".
Wykształcony psychiatra uzna, że ten człowiek oszalał, że to była neuroza, ale jeśli ktoś zna głębsze wymiary ludzkiej świadomości, powie, że ten człowiek stał się oświeconym. Dla zwykłego umysłu to jest samobójstwo.
Możesz zamknąć oczy i poczuć całe niebo, całą przestrzeń, jak zostaje wchłonięta przez twoją głowę. Nagle, kiedy uświadomisz sobie, że twoja głowa wchłonęła całą przestrzeń i widzisz poruszające się w tobie gwiazdy, księżyce i cały wszechświat, będziesz oszołomiony.
Kiedy uda ci się to poczuć, umysł zniknie, bo umysł wymaga bardzo wąskiej przestrzeni. W takim bezkresie umysł nie może istnieć, znika. W takim bezkresie umysł jest niemożliwy. W tak nieskończonej przestrzeni nie ma miejsca na istnienie umysłu.
Cudownie, czytam blog od początku i zastanawiałam się, że z takimi umiejętnościami jakie osiągnęłaś przez lata (czucie energii, medytacja i inne), że jeszcze nie odkryłaś pola serca...a tu proszę, bo wszystko, cały wszechświat jest w nas, a my przez pole serca mamy dostęp do wszystkiego co we wszechświecie. Wspaniale, że poleciałaś książkę i opisałaś jak odczułaś to "rozciągnięcie". Próbuję to samo, bo podobno można to osiągnąć od razu...od tak po prostu...i będę sięgać po książki właśnie w tym temacie, bo mimo nawet szkolenia, filmików itp nadal wydaje mi się, że nie mogę otworzyć się na wrażenia, o których piszą inni.
OdpowiedzUsuńUla, każdy ma swój czas... I każdy inne tempo zmiany postrzegania rzeczywistości, tylko to co sama doświadczysz, jest wartościowe dla ciebie.
Usuń