Bokudżu medytował bardzo głęboko, z całego serca. Codziennie przychodził do niego jego mistrz, ale wybuchał tylko śmiechem i odchodził. Bokudżu zaczęło to denerwować. Mistrz nic nie mówił, przychodził tylko, spoglądał na niego, wybuchał śmiechem i odchodził. A przecież Bokudżu naprawdę czuł się świetnie w swojej pogłębiającej się medytacji i chciał żeby ktoś go docenił. Czekał aż mistrz poklepie go po plecach i powie: „Świetnie Bokudżu. Doskonale ci idzie”. Ale mistrz tylko się śmiał. Ten śmiech był obraźliwy, bo sugerował, że Bokudżu nie czyni postępów, a przecież było inaczej. Im większe czynił postępy, tym ten śmiech był dla niego bardziej obraźliwy. W końcu nie mógł już dłużej tego tolerować.
Pewnego dnia, kiedy mistrz znowu przyszedł, Bokudżu czuł w umyśle absolutną ciszę – nie było tam nawet jednego szmeru, nawet jednej myśli. Jego umysł był całkiem przezroczysty, nie można było w nim rozpoznać ani jednej bariery. Bokudżu był pogrążony w głębokiej, subtelnej radości, wręcz w ekstazie. Pomyślał: „Teraz mistrz nie będzie się śmiał. Wreszcie nadeszła chwila, w której powie mi: „Teraz Bokudżu, osiągnąłeś oświecenie”.
Ale mistrz przyszedł z cegłą w ręce i zaczął pocierać nią o kamień, na którym siedział Bokudżu. Bokudżu był wyciszony, lecz tarcie wywoływało taki hałas! Zdenerwował się. Wreszcie, nie mogąc już dłużej tego znosić, otworzył oczy i zapytał mistrza:
- Co robisz?
- Próbuję zrobić z tej cegły lustro i mam nadzieję, że pocierając ją ciągle w o kamień, któregoś dnia tego dokonam.
- Głupio postępujesz – orzekł Bokudżu. – Ta cegła nie stanie się lustrem. Choćbyś nie wiem jak ją szlifował, i tak nigdy nie stanie się lustrem.
- A co w takim razie robisz ty? – Zapytał się mistrz. Ten umysł nigdy nie będzie oświecony, a ty szlifujesz go i szlifujesz i tkwisz w takim samozadowoleniu, że kiedy się śmieję, irytuje cię to.
Mistrz rzucił cegłę o ziemię i w tej samej chwili Bokudżu doznał wglądu. W jednej chwili pojął, że mistrz ma rację. Jego umysł odpadł, i od tamtej pory nie było już ani umysłu, ani medytacji. Bokudżu doznał oświecenia. Mistrz powiedział mu wtedy:
- Teraz możesz pójść, dokąd chcesz. Idź i nauczaj innych. Najpierw ucz ich medytacji, a potem niemedytacji. Najpierw ucz ich, jak uczynić umysł jasnym, bo tylko jasny umysł potrafi zrozumieć, że nawet jasny umysł w końcu staje się barierą. Tylko głęboko medytujący umysł potrafi zrozumieć, że w pewnej chwili trzeba odrzucić nawet medytację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz