Translator

Polub mnie :)

Szukaj na tym blogu

sobota, 27 stycznia 2024

Warsztaty Aktywacji Kundalini

Temat Kundalini jest mi wciąż bliski. Rozbudzona energia towarzyszy mi prawie od początku wewnętrznego rozwoju. Warsztaty na których byłam składały się z dwóch sesji, podczas pierwszej intencją było uwalnianie tego co nas ogranicza a druga to była aktywacja energii kundalini.

Zaznaczam uwolni się w nas i aktywuje tyle,  na ile sami jesteśmy na ten moment gotowi. Nic więcej i ani nic mniej. Więc pojechałam zupełnie świadoma tego, że wszystko co się tam wydarzy jest takie jakie ma być i przyjęłam wszystko z dobrocią serca.

Podczas pierwszej sesji przy wsparciu przez osobę prowadzącą i wejściu w trans słuchając muzyki moje ciało weszło w wibracje, zupełnie niezależnie ode mnie rzucało mną lekko a w przerwach kołysząc mnie w delikatnym rytmie. A podczas drugiej sesji aktywacyjnej zagłębiałam się w sobie wchodząc w siebie coraz niżej i niżej...

Wróciłam napełniona spokojem, przyjmując z wdzięcznością proces, który jest wciąż kontynuacją moich własnych poczynań duchowych. 

W poniedziałek jadąc samochodem do pracy zaczynam czuć wibracje na czubku głowy. Krople energetyczne spadają na głowę i rozchodzą się na boki, jak kropla wpadająca na spokojną  i gładką taflę jeziora tworzy doskonałe okręgi rozchodzące się po powierzchni. Kap, kap raz po raz.... W doskonałości widoku i perfekcji wyczucia czasu. W ciągu dnia te kap kap... towarzyszyło mi i napawało zdumieniem. Później przyszło drganie i wibracja kolorowego powietrza przed oczami a po powrocie do domu dopadł mnie potworny ból głowy. Byłam w totalnym letargu siedząc w jakieś ciasnej mentalnej klatce. W pozostałe dni wibracje napływały w różnym natężeniu. A piątkowy poranek przyniósł cudowne uczucie puszczania ograniczeń. Byłam w jakimś ośrodku, usiadłam na schodach, przygotowując się do medytacji, niżej mnie też ktoś siedział plecami do mnie. Zamknęłam oczy i uniosłam się w górę, kołysałam się jak na huśtawce unosząc się nad długim stołem przykrytym białym obrusem, przy którym siedziało dużo ludzi. Wtedy poczułam uwalnianie się czegoś ze mnie, puszczały wewnętrzne blokady i rozpuszczały się zapieczone mentalne sprawy. Nie było nic,  co stałoby w sprzeczności ze mną samą. Niestety poranny budzik przerwał mistyczny stan wewnętrznej równowagi i przypomniał, że mam wstać do pracy :).

Tyle we mnie spokoju jest, tyle zrozumienia, tyle wdzięczności za to co przychodzi i za to co odchodzi. Nie ma nic lepszego od zwyczajnej akceptacji i nieoczekiwania na jakieś fanfary i spadające gwiazdki z nieba.

Przyjmuję to co jest i takie jakie jest. Zwyczajnie...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj