Dotarliśmy do ostatniego rozdziału tej opasłej pozycji. Rozdział, który jest kwintesencją pozostałych. Pięknie spina całą duchową drogę w jedną całość.
Bycie lub niebycie, nic lub wszystko - wyglądają na przeciwieństwa, a jednak oznaczają to samo. Wszystko i nic znaczą to samo. Według słowników są przeciwieństwami, ale w życiu nie są nimi. Nikt tego nie rozumie. Popatrz na to w ten sposób: jeśli powiem, że kocham wszystkich, lub jeśli powiem, że nie kocham nikogo, będzie to znaczyło to samo. Równice występują wtedy, kiedy kogoś kocham. Jeśli kocham wszystkich, oznacza to, że nie kocham nikogo. Nie ma różnicy. Różnica zawsze jest mierzona w stopniach, jest relatywna. A tu mamy dwa ekstrema, nie stopniują się: całość i zero nie mają stopni. Możesz, więc nazwać wszystko zerem, możesz nazwać nic wszystkim. Dlatego niektórzy oświeceni ludzie nazwali przestrzeń wewnętrzną: „pustka", "próżnia", "nicość", "niebycie", anatman, a inni nazwali ją: „wewnętrzna istota", "istnienie absolutne", brahman, atman, "najwyższa istota". Można to opisać na te dwa sposoby. Jeden jest pozytywny, drugi negatywny. Musisz albo włączyć wszystko, albo wykluczyć wszystko - możesz opisać tego w żaden relatywny sposób. Konieczny jest termin absolutny, Oba skrajne bieguny są terminami absolutnymi.
Są jednak i takie osoby oświecone, które zachowały milczenie. Nie nazwały tego w żaden sposób, bo bez względu na to, jak to nazwiesz - czy określisz to, jako byt, czy jako niebyt - popełniasz błąd już w chwili nadawania tej nazwy, zawiera się w tym i jedno i drugie.
Jeśli powiesz na przykład: " Bóg jest żywy", albo "Bóg jest życiem", to bez znaczenia, bo kto w takim razie będzie śmiercią? Bóg zawiera w sobie wszystko. Musi mieć w sobie pełnię śmierci, tak samo jak pełnię życia. Gdyby tak nie było, do kogo należałaby śmierć? A jeśli śmierć należy do kogoś, życie zaś do Boga, to znaczy, że jest dwóch Bogów. Wówczas pojawia się wiele problemów nie do rozwiązania. Bóg musi być i życiem i śmiercią. Bóg musi być zarówno twórcą jak i niszczycielem. Jeśli powiesz, że Bóg jest twórcą, to, kto będzie niszczyłem? Jeśli powiesz, że Bóg jest dobry, to, kto będzie zły? Dlatego chrześcijaństwo i wiele innych religii stworzyli diabła obok Boga. Do kogo miałoby, bowiem należeć to, co złe? Stworzyli diabła. Niczego tak nie rozwiązali, jedynie odsunęli problem o krok do tyłu, dzięki czemu można w tym wypadku zapytać: ‘Kto stworzył diabła?". Jeśli Bóg stworzył diabła, wtedy to on jest odpowiedzialny. Jeśli jednak diabeł jest czymś niezależnym, niezwiązanym z Bogiem, wtedy sam staje się Bogiem, siła wyższą. A jeśli Bóg nie stworzył diabła, to jak miałby go zniszczyć? To byłoby niemożliwe. Teolodzy dają odpowiedzi na to pytanie, ale one rodzą tylko jeszcze więcej pytań.
Każdemu się wydaje, że jest centrum i musi się martwić o cały świat i zmieniać cały świat, stworzyć utopię. Jedyne, co możesz zrobić, to zmienić siebie. Nie możesz zmienić świata. Próbując go zmienić, możesz jedynie stworzyć więcej nieszczęścia, możesz stworzyć większy chaos, możesz zaszkodzić, możesz zagmatwać. Świat i tak już jest bardzo zagmatwany. Możesz go zagmatwać i zdezorientować jeszcze bardziej.
Proszę, zostaw świat w spokoju. Możesz zrobić jedno: osiągnąć spokój wewnętrzny, wewnętrzną błogość, wewnętrzne światło. Jeśli to osiągnąłeś, bardzo pomogłeś światu. Zmieniając, chociaż jedno ciemne miejsce w oświecony płomień, przenosząc choćby jednego człowieka z ciemności ku światłu, zmieniłeś cząstkę świata. A ta zmieniona cząstka zapoczątkowuje właśnie reakcje łańcuchowe. Budda nie umarł. Jezus nie umarł. Nie mogą być martwi, ponieważ istnieje relacja łańcuchowa - od jednej lampy, od jednego płomienia zapala się kolejny płomień. I powstaje następca, a oni wciąż żyją.
Jeśli jednak nie masz światła, jeśli w twojej lampie nie ma płomienia, nikomu nie możesz pomóc. Podstawą jest to, że ty musisz rozpalić swój wewnętrzny płomień. Wtedy inni mogą go z tobą dzielić, możesz rozpalić płonienie innych, staje się to sukcesją. Możesz wyjść ze swojego ciała, ale twój płomień będzie przekazywany z rąk do rąk. Będzie płonąć wiecznie. Buddowie nigdy nie umierają, ludzie oświeceni nigdy nie umierają, ponieważ ich światło rozpoczyna reakcję łańcuchową. A człowiek nieoświecony nigdy nie żyje się, ponieważ nie potrafi stworzyć żadnego łańcucha, nie ma żadnego światła, którym mógłby się podzielić, żadnego płomienia, by rozpalić czyjś płomień.
Proszę, troszcz się jedynie o siebie. Bądź samolubny, bo twierdzę, że jest to jedyny sposób, byś mógł stać się bezinteresowny, byś stał się pomocą i błogosławieństwem dla świata. Nie przejmuj się światem, to nie twój problem. Im bardziej się martwisz, tym większa wydaje ci się twoja odpowiedzialność. A im większa odpowiedzialność, tym bardziej postrzegasz samego siebie, jako kogoś wspaniałego. Nie jesteś wspaniały. Jesteś po prostu szalony. Wyjdź z tego szaleństwa pomagania innym. Pomóż sobie. To jedyne, co możesz zrobić.
A wtedy zdarzy się wiele rzeczy... Ale zdarzą się one w następstwie. Kiedy staniesz się królem światła, rzeczy zaczną się dziać. Wiele osób będzie je z tobą dzielić, wiele dzięki temu dozna oświecenia, wiele zyska życie, więcej życia, obfitość życia. Ale nie myśl o tym. Nie możesz tego dokonać świadomie. Jest tylko jedno, co możesz zrobić: sam stan się świadomy. I wszystko przyjdzie samo.
Jezus powiedział: "Najpierw wejdź do Królestwa Bożego. Poszukaj Królestwa Bożego, a reszta przyjdzie do ciebie sama". Poważam to samo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz