Jakiś czas temu pisałam o wizualizacjach u dzieci - TUTAJ
Dziś pora na nową historię. Chodzi o 10- letnią córkę. Od początku września skarżyła się na ból w kostce , ból pojawiał się przy chodzeniu jak i przy bieganiu. Wylądowaliśmy u pediatry a stamtąd u chirurga. Lekarz obejrzał stopę , nie stwierdził złamania. Zalecił noszenie specjalnej opaski usztywniającej i zapisał jakieś tabletki. Po tygodniu znowu kontrola i znowu tak samo, bóle nie ustąpiły, po następnym tygodniu znowu wizyta - taka sama sytuacja. lekarz stwierdził , że jeśli faktycznie nie ma poprawy to chyba wsadzimy tą nogę w gips. Przestraszyłyśmy się trochę tym faktem. Kolejna wizyta - noga dalej boli. Wieczorem zaczęłam się zastanawiać o co kaman z tą kostką. Nie jest złamana ani opuchnięta, więc ? Ot co wymyśliłam:
Wiecie , że czasem jest tak , że podświadomość dziecka czasem sama wywołuje choroby , gdy brak mu miłości i zainteresowania. Dziecko wie, że gdy jest chore to rodzice bardziej się o nie troszczą i zajmują. Przez chorobę cel zostanie zrealizowany. Tak więc razem z córką postanowiłyśmy taką miłością i ciepłem otoczyć naszą chorą kostkę - nazwałyśmy ją nasza Niusia. Mówiłyśmy do niej i wysyłałyśmy jej lecznicze światełko. Dodatkowo masowałam kostkę myśląc , że z każdym ruchem moich palców staje się zdrowsza i "zadowolona".
Cała "operacja" trwała TYLKO 2 DNI. Bóle minęły. Chirurg po badaniu stwierdził że już nie mamy po co przychodzić, kostka jest zdrowa.
Czy lekarz nam pomógł , czy my same sobie ?.... hmmmm.... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz