Dawno nie byłam ani na weselach ani na pogrzebach. Dziś byłam na tym drugim. Odszedł znajomy z którym współpracowałam zawodowo, 51 lat... Lekarze nie znają przyczyny śmierci. Ja mówię : jego dusza wybrała. Zrealizowała cel na to wcielenie i odeszła, by się oczyścić , przeanalizować co dokonała i narodzić się na nowo w stosownym czasie.
Kroczyłam długą alejką za ludźmi na cmentarzu, rozglądałam się na pobliskie groby, cmentarz wielki i wiele ludzi odeszło. Mój wzrok zatrzymuje się na jednej mogile z napisem:
Bóg tak chciał
Czy aby na pewno Bóg tak chciał? Przecież jesteśmy panami swojego losu, to my swoje życie kształtujemy, choć czasem nie rozumiemy, że pewne decyzje zapadają na poziomie podświadomego umysłu czego ten świadomy nie rozumie. Myślałam dziś na cmentarzu jak to ta nasza dusza jest egoistyczna, myśli o własnej egzystencji, a nie np. o bliskiej rodzinie którą zostawia. Zdaje się nie być to dla niej istotne.
Przychodzimy tu na ziemię po to by zrealizować cel, który tam u góry sobie uzgodniliśmy z naszymi aniołami i pomocnikami duchowymi. Nie po to by żyć np. 80 lat. Gdy osiągniemy cel odchodzimy, czasem w wielu 10 lat czasem i 80... szkoda tylko, że spada na nas po urodzeniu zasłona i zapominamy po co tu przyszliśmy.
Idziemy w ciszy. Stare groby napawają mnie wyjątkową zadumą. Przychodzi uczucie, że tu już nie ma energii tych ludzi, zostały jedynie fizycznie nagryzione zębem czasu nagrobki. Czuję ciszę głęboką, ogromny spokój. Znikąd pojawia się pytanie:
Gdzie jest mój grób ? Gdzie są moje groby ? Z poprzednich wcieleń...
Może w poprzednim umarłam bardzo wcześnie i ktoś do tej pory przychodzi gdzieś na mój grób ? A ja przecież jestem teraz TU, nie karmię tamtego miejsca świeżą energią , TAM jest cisza jakby wszystko zamarło. Takie samo odczucie jakie pojawiło się dziś na cmentarzu.
Dochodzimy do miejsca pochówku - zaczyna padać lekki deszczyk. Jakby niebo na chwilę zapłakało. Widzę w rozpaczy starszego pana poruszającego się z trudem, to ojciec zmarłego. Myśli pewnie, że to powinien być jego czas, nie syna. Odwracam głowę , łzy same cisną mi się do oczu gdy widzę dwie córki, w wieku wczesnoszkolnym stojące przy grobie. Myślę, że nie dotarła do nich jeszcze świadomość, że taty już nie ma.
Łzy kapią leniwie po policzku gdy przypominam sobie znajomego jak z dumą opowiadał jak nauczył się pleść warkocze córkom i że robi to lepiej niż żona.
Znowu myśl, jak to przeznaczenie musi być doskonałe, by zgrać osoby i terminy ponownych narodzin. Ktoś powie zostawił takie małe dzieci, a czy czasem te dzieci nie miały zaplanowane przeżyć traumy śmierci najbliższej osoby.... Wszystko ma swój cel, na pozór jakaś beznadziejna sprawa znajdzie z czasem swoje wytłumaczenie i swoje miejsce w życiu. Tylko nam tak trudno to zrozumieć bo to tak boli.
Trumnę przykryli grubą warstwą ciemnej ziemi, przydusili ciężkimi wieńcami, opuścili w skupieniu głowy. A on żyje , jest nieśmiertelny, TAM ! Deszcz przestaje padać.
Był człowiek, nie ma człowieka, nie ma fizycznej powłoki, ale jest dusza. Niegasnące wspomnienia o tych którzy odeszli. A ile razy my już odchodziliśmy i znowu powracaliśmy ?
Wracamy w ciszy długą alejką, zaraz wyjdziemy na ulicę w zgiełk życia. Zniknie powaga i magia pożegnania z osobą, która jeszcze niedawno była wśród nas. Rzucimy się w wir codziennych wydarzeń.
Grzegorz, jesteś w naszych sercach. Nie zgub drogi - idź w stronę Światła....
Piękny wpis, dziękuję.
OdpowiedzUsuńMam podobne przemyślenia odwiedzając razem z rodziną groby dziadków.