Zleciał kolejny roczek. To był rok dla mnie przełomowy w mojej praktyce medytacyjnej. Spadła zasłona utkana z książek typu jak kontaktować się z astralem. Pozycje , które czytam ostatnio to już raczej typu jak grać w grę, która nazywa się życiem. Nastąpiło totalne przemeblowanie umysłu.
Magiczne 30 minut sam na sam zdziałało cuda, bez wymyślnych technik,czarów i rytuałów. Organizm sam w sobie jest inteligentny i wie kiedy ma wszystko nastąpić, nie trzeba na nim tego wymuszać. Umysł bez mojej świadomej woli zrozumiał , że jest istnieniem doskonałym , nie ma w sobie grzechu, bo jest manifestacją najczystszej boskiej energii- źródła. Odeszły próby bycia lepszym i innym. Przestałam gonić, gdy głęboko zakorzeniłam się w tej rzeczywistości w której przyszło mi żyć. O ile jeszcze w tamtym roku były wizje, tak w tym chyba w ogóle. Dopiero niedawno zrozumiałam, że medytacja bez nich daje prawdziwą wolność. Doszło do mnie , że życie jest TU a nie tam w astralu, wcale nie jestem wyjątkowa i wcale nie muszę być w jakieś urojonej drodze bycia lepszą. I gdy tak to wszystko do mnie dotarło, poczułam się jak przebity balon z którego zaczęło uchodzić powietrze. Jeszcze świadomość jakiś czas walczyła, jak to nie ma wobec mnie planu ? To jak alkoholikowi zabrać wódkę... Trzeba mu pokazać , że piękne życie jest gdzie indziej, nie w oparach omamów alkoholowych. I przyszła wolność, jakby zrzuciła z siebie brudny płaszcz, pod którym wyłoniła się prawdziwa JA. Doskonała w sobie na podobieństwo czystej energii, która niczego nie chce i niczego nie wymaga. Nie zmusza jak postacie astralne do oczyszczania się, żałowania za uczynki, do brnięcia w odchłań iluzji.
Latem spotkałam nauczyciela, z którym mam kontakt do dziś. On twierdzi, że nim nie jest :) , ale według mnie jest nim, szanuję go za to, że tak wiele rzeczy mi wytłumaczył, czasem kilkakrotnie cierpliwie wyjaśniał to samo zagadnienie. W dobie masy internetowych oszołomów to prawdziwy skarb. I najfajniejsze było to , że ani on nie szukał mnie ani ja jego , zdecydował zupełny przypadek i zbieg okoliczności.
W tym roku zrobiłam kurs reiki II i wcale nie czuję się unurzana duchowo i podpięta pod byty astralne, rozpoczęłam jesienią bioenergoterapię. Teraz jest mój czas pracy z energią. Myślę, że przyszły rok będzie na tej tematyce mocno skupiony. Początek roku rozpoczynam kursem z pulsingu.
Psychicznie ze mną ok, czego nie mogłam powiedzieć o poprzednim roku, dokonało się niezłe oczyszczenie mojego umysłu. Medytacje są spokojnie, choć uruchamia się jakiś inny rodzaj kontaktu z czymś/kimś. Coś się też dzieje nocami, gdy śpię ostatnio mocno świadoma, choć bez lęków, wtedy wiem , że jestem w przestrzeni swojej głowy i z kimś rozmawiam, na razie jeszcze nie wiem o czym. Często też mam tak , że doskonale zdaję sobie sprawę z momentu gdy wyłaniam się z umysłu w dzienną świadomość. Ostatnio podczas tego wyłaniania przyszło automatyczne zdanie :
Wszyscy jesteśmy różni, ale w każdym z nas płynie ta sama energia.
No w sumie jest to prawda, i to było zaskoczeniem , że dopiero potem mój umysł zaczął pracować. Zaczynam mieć też inny kontakt ze swoim ciałem, jakby do mnie mówiło. Teraz chce żebym zaczęła biegać, hmm, a nigdy nie lubiłam biegać.
Odczucia fizyczne lekko zelżały, choć czoło cały czas żyje swoim życiem, choć zauważyłam, że linia energii bardzo powoli przesuwa się w dół, teraz jest na wysokości brwi. Ostatnio miałam sen, widziałam palec przyłożony do mojego czoła. Potem jak się przebudziłam położyłam sobie palec na czole na 15 minut, czułam jak palec stawał się coraz cięższy, potem przeraziłam się patrząc w lustrze, miałam odciśnięty palec jak wypaloną pieczątkę. Dobrze, że nie szłam tego dnia do pracy. 😊
Czytając podsumowania wyraźnie zauważam, że każdy rok jest inny zarówno w odczuciach, myślach i zachowaniu. Dzień pod dniu obieram się jak cebulę aż dotrę do ziarenka źródła, gdy odinstalują się już wszystkie wgrane programy w mój umysł. Wolność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz