Dziś mam taki wspominkowy dzień. W maju 6 lat temu zaczęły się u mnie sensacje energetyczne, duchowe wizje i spotkania w astralnej przestrzeni. I ten dzień 16 maj gdy coś zwaliło się w czole i tak pozostało do dziś.... To był dzień jak co dzień , siedziałam przy komputerze coś tam czytając i to łup.... I zaczęła się cała karuzela z wizjami. W jednej z nich we wrześniu przyszła informacja, że moje objawy będą trwały 6 tygodni, a te 6 tygodni minęło raz dwa a wszystko dalej trwało.
Myśląc wciąż o tym skąd to przyszło i dlaczego , przyszła konkluzja , że to może mój umysł zblokował prawdziwy termin , chcąc by przeszło to jak najszybciej i chodziło o 6 lat. Szóstka może nie być przypadkowa, bo podobnie jak 3 i 9 jest związana ze świętą geometrią ( jetem teraz w 3 roku numerologicznym).
Teraz minęło te 6 lat właśnie, a ja zaczynam obserwować okresy kiedy moje czoło jest spokojne jak tafla jeziora o poranku. Nie są to jeszcze długie chwile, ale już się zdarzają. Dziękuję za każdą tą minutę wyzwalania się z energetycznego więzienia. Uspokajam się wtedy bardzo, chłonąc każdą tą chwilę wolności zanim się skończy, zanim znowu przytłoczy mnie lawinowa energia. W tych momentach tak naprawdę nie mam głowy, wyrasta w jej miejsce przestrzeń bez ograniczeń. Czuję wtedy chwilowe uwalnianie się z zarysów ciała fizycznego, choć jestem tu świadomością. Potem znowu mentalnie powracam do ziemskiego skafandra co wywołuje we mnie znowu poczucie zniewolenia.
Odczuwanie tej przestrzeni gdy nic mnie nie ogranicza jest tym, co chciałabym już na stałe doświadczać. To jest stan o którym nigdy nie marzyłam, bo nie wiedziałam, że istnieje. Budząca energia tak nas zmienia gdzieś tam od środka, że nasz ciasny umysł nigdy nie byłby w stanie sobie tego wyobrazić.
Co poranek staję w łazience patrząc na siebie w lustro. Patrzę od wielu miesięcy na rysujący się czerwony znak między brwiami. Wypalany żywym energetycznym ogniem pieczętuje mnie, jakby nie chciał dopuścić bym zapomniała, że tam jest ona - nieustannie wibrująca energia.
Co poranek przymykam po przebudzeniu powieki prosząc o kolejny łyk doświadczania tej nieograniczonej przestrzeni, tej wolności, którą można poczuć bez sztucznych wzmacniaczy.
Teraz powrócił do mnie temat mantr, zdążyłam wszystkie utwory z mantrowania pousuwać z telefonu, gdy nagle powróciło to do mnie od tak nagle. Jak na razie po krótkiej praktyce zaobserwowałam, że napływa sporo ciepłej energii do splotu słonecznego, zatem szeptanie mantry ma działanie na energetykę. Teraz po zakupie mali buddyjskiej chciałabym spróbować sama wejść w tą praktykę bez wspomagających utworów. Powrócę do Was z tym tematem , jeśli zaobserwuję coś z czym warto się podzielić.
Czasem mam wrażenie, że coś mnie prowadzi. Nagle wyrasta przede mną temat, który zgłębiam, po czym rzucam go bez namiętności by wejść w inny. Jakaś droga eliminacji ? Poznaję, porzucam, znowu poznaję, porzucam.
Ale zawsze wracam do siebie, do mojej cichej przystani.Wychylam się na chwilę jak ślimak ze swojej skorupki, po czym wracam w wewnętrzną głębię. Bo to co jest w moim umyśle, chyba nie jest prawdziwe... jakieś inne od tego co jest w odczuwaniu. Zresztą mam wrażenie, że odbieram świat nie rozumiem a odczuwaniem. Chyba umysł zszedł z głowy do serca i tam zamieszkał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz