Po latach przebywania w medytacyjnej Pustce, gdy nie ma mnie, ale jest wszystko, przychodzi czas na rozluźnienie mentalnych granic między tym fizycznym światem a "drugą" stroną. Chociaż zdaje się, że zwrot "druga strona" jednak jest kompletnie nie ma miejscu, gdyż we mnie jest poczucie przenikania się wszystkiego a nie stawianie płotu pomiędzy tym życiem a tamtym.
Dawny strach przed zapadnięciem się w rejony mentalnie mi nieznane powoli zniknął i zaczyna wyłaniać się radosna, nieśmiała i czysta jak dziecięca ufność, ciekawość. Odpowiedzią na moją gotowość były sny, które ukazywały moją wewnętrzną siłę w zetknięciu się z ciemnymi energiami. To zaczęło rysować jasny obraz mnie - osoby, która już nie czuje się winna za to, że jest i nie musi ponosić kary za coś czego nie zrobiła. Wyrosła piękna dusza w kolorach tęczy, która już nie wpuszcza do siebie, tego co jest ciemne, włochate i zimne. Tego czegoś , co kiedyś ciągnęło w dół, w czeluść skopanej psychiki, materializując się w mrocznych obrazach.
Tego wieczoru medytacja była inna niż zwykle. Po wprowadzeniu się w stan odprężenia i wejścia w przestrzeń serca obserwowałam ruchomą czerń przy otwartych oczach w masce mindfold. Gdzie niegdzie migotały światła, przestrzeń pulsowała i miała falującą strukturę. Wyraziłam intencję kontaktu ze swoim Przewodnikiem, po czym odebrałam jasną postać blisko moich oczu po prawej stronie głowy. Jawiło mi się wtedy imię Zikr, albo coś bardzo podobnego. Piszę "odebrałam" bo widziałam zarysy postaci, ale dosyć silne było przeczucie, że ktoś przyszedł na moje wezwanie. To odbieranie obrazu niefizycznymi zmysłami było bardzo podobne do poprzedniej sesji, gdy pojawiła się w tej czerni , czarna postać, ale od razu wiedziałam, że to jest kobieta w średnim wieku. Bardzo płakała, słyszałam jej płacz, czułam jej niemoc i ogromny smutek. Teraz myślę, że mógłby to być duch, jakieś kobiety, który się gdzieś w przestworzach zagubił, albo ktoś, kto stracił kogoś bliskiego.
Wracając do Przewodnika ( nazywam go tak, choć nie mam pewności, czy to faktycznie on, ale na pewno był ktoś), to po chwili zabrał mnie w inne miejsce, dosyć wyraźnie odczułam przemieszczanie mojej świadomości, bo "zjechaliśmy" jakby ciemnym tunelem bardzo w głąb. Tu pojawiła się ciekawa przestrzeń. Po środku stał pękaty, metalowy kosz, z tacą u góry. W koszu leżały poukładane duże, ale różnej wielkości płaskie, białe kamienie. Po dwóch stronach stały dwie kamienne ławki bez oparcia. Siedzieliśmy na jednej ( tej po lewej stronie) , przewodnik po mojej prawej stronie. Po czym po drugiej stronie pojawiły się postacie, dosyć łatwo mi przyszło skojarzenie, że jest to Rada Starszych, choć i tak nie wiem co to oznacza :).
Jedna postać przemawiała i wydawała się największa, o dużej mocy, pozostałe były raczej towarzyszące. Wstaliśmy jak tylko się pojawiły. Ta największa wyraziła zadowolenie, że do nich dotarłam i że nie jest to nasze ostatnie spotkanie.
Poczułam się nieco wyczerpana tym wszystkim i postanowiłam "wracać" , łatwo mi się udało wrócić znowu w górę ,w przestrzeń serca, do przestrzeni tu i teraz, po czym zakończyłam medytację.
Cokolwiek to było, było inspirujące dla mojego umysłu, który zaczął rozkminiać co można odkryć w momencie przesuwania świadomości w inne obszary, być może ponowne podróże mentalne staną się normalnością jak kiedyś, czas pokaże.
Wyglądała na taką , która wymaga odprowadzenia.
OdpowiedzUsuń