Przeniosłam się do drewnianego domu. To samo wnętrze co ostatnio, drewniany stół i ten ktoś przy nim. Zapytałam o coś w czym chciałabym, żeby mi pomógł, ale tylko odpowiedział:
Najpierw musisz poznać samą siebie. Kim byłaś i kim jesteś.
Ciągnęło mnie do kamieni. Początkowo wyciągałam je z kosza szukając jakieś sposobności by zrozumieć po co są. Wtedy przyszło proste zrozumienie:
One są częścią mnie. Miały wszystkie aspekty mojego jestestwa, nie tylko te z tego życia. To były symbole moich innych wcieleń. Nie żyłam raz ani dwa, ani trzy, ani cztery... kamieni było sporo.
Dotarło też do mnie ta ich "niektywność" - to był symbol mojej nie-pamięci o tym kim jestem. W nich samych jest zaklęta wiedza o mojej wielowymiarowości. Przebudzenie kamieni niesie więc przywrócenie wiedzy o mnie samej wykraczającej poza to, kim jestem teraz.
Kamienie wróciły na swoje miejsce i przyszło kolejne zrozumienie, że są tam ułożone w jakieś ściśle określonej kolejności dając poczucie bycia zalążkiem jakiegoś wielkiego odkrycia.
Stałam i patrzyłam. Nagle jakoś tak nie wiadomo czemu wyciągnęłam energię z trzeciego oka i uformowałam ją w kształt oktaedru, który potem przemieścił się na tacę nad koszem. Obracał się i wyglądał jak kryształ emanujący tęczową energią. Nie dotykał tacy, ale unosił się nad nią jakby lewitując okręcając się wokół własnej osi.
Ja tak stałam patrząc na to niecodzienne zjawisko. Energia jak kolorowe opary roztaczały przyjazną aurę. Tak dotrwałam do końca medytacji po czym "powróciłam" do siebie.
Nie muszę się cofać w przeszłość. Doskonale wiem , jakie mam marzenia z dzieciństwa i co mi jest przeznaczone. . Cały rozwój duchowy jest temu podporządkowany. By obudzić to, co jest w zalążku od wieków.
OdpowiedzUsuń