A no tak, jak napisałam. Znowu zapadam bardzo szybko w trans, ciężko mi wizualizować, ledwie odliczam i jestem w laboratorium , zapadam się gdzieś w głębi. Wczoraj i przedwczoraj zauważyłam nową rzecz, czuję że zaczynam się kręcić , powoli okręcam się w lewą stronę, potem przestaję. Są momenty, gdy zaczynam się gdzieś odrywać od fizycznego ciała, ale halo. .. co to , kto to, logiczna lewa półkula natychmiast wkracza do akcji i "wracam" do siebie. Pewnie upłynie jakiś czas gdy umysł to w pełni zaakceptuje, tak było z "pływaniem" ciała, i obrazami.
Marzy mi się tak, wizualizuję co mam do zwizualizowania, otrzymuję odpowiedź na moje pytania i wychodzę ze stanu. Ale to na razie pobożne życzenie.
Dziś obserwowałam siebie, po rozluźnieniu, zwyczajnie nie chciało mi się wyobrażać scen i celów, tak mi się dobrze zrobiło, że chciałam tak po prostu trwać.
Jak przez mgłę widziałam Berniego, coś mówił, ale jego słowa były jakoś za daleko. W pokoju leczenia nie było Sylwestra, nie było go też na Plaży Czasu.
Jak jeszcze niedawno wydłużałam czas sesji, tak teraz będę skracać. Muszę się "tam" jakoś ogarnąć. Nie chcę popadać aż w taki letarg, a im dłużej siedzę tym jest głębiej. Muszę nauczyć się czerpać korzyści z tej głębi. Tak jak pisałam wcześniej gdyby chodziło o zwykłą medytacje to jest cacy. Ale nie o to przecież w Silvie chodzi.
Wczorajsza sesja trwała 34 minuty, dziś będzie 26 minut. Zobaczymy co się będzie działo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz