Walczymy o zdrowie małego. Wczorajsza sesja była przygnębiająca i po części niezrozumiała. Jak pomyślę o tym to przechodzą mnie dreszcze.
Słuchałam utworu omsicy, i jakiegoś tam wielkiego "wow" nie ma. Tak jak pisałam utwór bardzo przyjemny, relaksujący , ale żeby tam skracał godziny ćwiczeń i "sam" wprowadzał w stan alfa to raczej chyba nie uwierzę. Musimy do tego dojść sami praktykując, chyba ze ktoś się rodzi z większą podatnością i idzie mu to błyskawicznie, ale chyba ja do nich nie należę. Jak ze wszystkim zresztą , rzadko kiedy dostałam coś od tak , fuksem, wszystko w życiu musiałam sobie wypracować.
Dziś wróciłam chyba do swojej formy, czułam głębię stanu, ale byłam go świadoma. Ja namolna babka znowu zaczęłam molestować Berniego o zdrowie Sylwestra. Mały bez sił leżał na łóżku, pokryty wrzodami, które wyglądały jak mini wulkany z których sączyła się krew usiane jeden obok drugiego. Zapędziłam Berniego do niego, ale on odpowiedział:
Nic nie mogę zrobić....
Był stanowczy i nie chciał podjąć się leczenia.
Idź do duchowego przewodnika, tu trzeba większej siły.
Zawiozłam małego na Plażę Czasu. Emo czekał na mnie. Tłumaczyłam mu, że on musi żyć , ma całe życie przed sobą. Emo nic nie odpowiedział, ściągnął z pleców białe okrycie
Święta peleryna .... - pomyślałam
Nakrył małego od szyi po stopy. W tym momencie scena jakby się zatrzymała. Staliśmy w milczeniu bez wymiany myśli. Mimo że próbowałam odchylić tą pelerynę , wzywać jakieś uzdrawiające siły , nic nie mogłam zrobić. Tak trwaliśmy obok łóżka, czekając...czekając....
I tak się skończyła sesja. Nie wiem co ona oznacza. czy święta peleryna uzdrowi chłopca, czy... zabierze....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz